Witam serdecznie.

Kiedy w 2001 roku opuszczaliśmy rodzinne miasto Wrocław, naszym nowym miejscem na ziemi stały się okolice gór Izerskich. Na Pogórzu urzekło nas wszystko-dzika przyroda, piękne widoki, czyste powietrze. Zamieszkaliśmy w zabytkowym, regionalnym przysłupowym domu.

Góry i Pogórze Izerskie, to tereny wciąż turystycznie niedocenione, przez co zachowały swój niekomercyjny charakter. Nie są to deptaki i promenady, jakich wiele w pobliskich Karkonoszach. Znajdziecie tu spokój i kontakt z naturą.

Pragnę zaprosić Was na wirtualną wycieczkę po regionie. Będziemy razem spacerować po okolicy, zwiedzać zamki, zgłębiać tajemnice przyrody i poznawać bogatą, wielokulturową historię tych ziem.

Jeśli ktoś zapragnie zobaczyć to wszystko na własne oczy, czekają na Was gościnne progi naszego gospodarstwa agroturystycznego, które stanowi bazę noclegową i wypadową nie tylko w pobliskie góry Izerskie, ale również w Karkonosze, do Czech i Niemiec.

Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z naszą ofertą na stronie internetowej gospodarstwa, której adres znajdziecie po prawej stronie bloga.

czwartek, 28 lipca 2011

Chełmsko Śląskie.

Z tej racji, że jestem do września uziemiona przy szczeniętach, sięgam do archiwaliów. Jednym z pięknych, wartych obejrzenia miejsc, do których można dojechać z naszego gospodarstwa, jest Chełmsko Śląskie.

Jest piękny słoneczny wrześniowy dzień. Być może ostatni taki, który stwarza okazję, by zwiedzić jakieś uroczy zakątek regionu.
-Pojedźmy gdzieś-proponuję. Waham się pomiędzy Zittau a Chełmskiem Śląskim. W sierpniu w Chełmsku cyklicznie organizowany jest  festyn związany z tkackimi tradycjami tej miejscowości. Ostatnimi laty zawsze coś mi wypadało w tym dniu. Tego roku polowałam na tę imprezę, ale się nie doczekałam. Nie wiem, czemu, na pewno jej nie przeoczyłam.
Droga do Zittau po ostatnich dramatycznych powodziach w okolicach Bogatyni może być nieprzyjemna. Decydujemy się więc na wycieczkę do Chełmska Śląskiego. Szybko spoglądam w internet, aby nie przegapić jakiegoś ważnego zabytku, czy informacji. Nasza ciekawość tego miejsca wzmaga się, gdy czytamy, iż do 1945 roku miało ono prawa miejskie. Po wojnie miasteczko je utraciło, zaczęło podupadać. Proces degradacji trwa po dziś dzień. Zaopatrzeni w listę kilku zabytków, ruszamy na południowy wschód regionu.
Spodziewam się zastać ogólną degrengoladę i atmosferę przypominającą tę z Nowego Kościoła. Wita nas natomiast przeurocze malownicze miasteczko (nie przyjmuję do wiadomości, że to obecnie wieś) z kolorowym ryneczkiem i przecudnym „suto rżniętym” barokowym kościołem.

rynek

Jak to ostatnimi czasy bywa, kościół oglądamy jedynie poprzez kraty w drzwiach wejściowych. Złoszczą mnie takie momenty. Ludzie nie mają wstępu, by nacieszyć oko „kawałkiem historii”. Podczas mszy nie wolno zwiedzać kościołów, a poza tym czasem przybytki te zamyka się i okratowuje tak, żeby przypadkiem nie można było za wiele dojrzeć. Jakby nie można było posadzić kogoś i nawet za drobną kwotę udostępniać zabytkowy obiekt widzom.

barokowa rzeźba w Rynku

Chełmsko nie ma nawet obecnie statusu gminy. Jest jedną z dwudziestu wsi w powiecie kamiennogórskim, w gminie Lubawka. Nawet ze względu na swoje walory historyczne, nie jest w żaden sposób finansowo wspierane przez włodarzy. A zabytki ma imponujące, lecz cóż z tego, gdy niedługo nic już z nich nie pozostanie. Praca konserwatora zabytków na tym terenie ogranicza się do przybicia pieczątki, że dany obiekt jeszcze stoi.

Szukamy jedynego w swoim rodzaju zabytku (i jedynego takiego na świecie), słynnych szeregowych domków tkaczy zwanych „12 apostołami.” Spodziewam się, że mieści się tam jakaś galeria, sklepiki z wyrobami artystycznymi. Zastajemy... mieszkania socjalne. Tylko dwa domki są zagospodarowane zgodnie z naszymi wyobrażeniami. 
12 Apostołów

W jednym z nich mieści się Izba Tkacka, w drugim cudna kawiarenka z klimatem cepelii. Te urocze, kiczowate pseudoartystyczne wyroby są tu jak najbardziej na miejscu i mocno umiejscowione w kontekście.


W obu domkach urocze osoby, żywo zainteresowane swoim miejscem zamieszkania i tradycją tego miejsca, opowiadają nam o realiach współczesnej egzystencji. Niestety, tyleż zaintersowane, co zniechęcone do działań na rzecz przywrócenia Chełmsku praw miejskich i ratowania ledwo co stojących zabytków klasy 0.
Pani w izbie rzemieślniczej oprowadza nas po pokoiku mniejszym od naszego salonu. Pokazuje warsztaty tkackie, tłumaczy, czego nie wiemy. 

Nie jesteśmy zupełnie zieloni w temacie, gdyż sami mieszkamy w domu tkaczy. Dodatkowo moja rodzina również ma tradycje związane z tekstylnymi zawodami. Mój dziadek  konstruował między innymi drewniane warsztaty tkackie i sam na nich pracował. Tkał z własnoręcznie wysianego i spreparowanego lnu. 

Kobiety w mojej rodzinie od lat zajmują się krawiectwem i zawodami pokrewnymi, np. artystycznym cerowaniem. Nawet ja przed laty załapałam się przy mamie na rekonstrukcję zabtykowego gobelinu z jednego z londyńskich muzeów. Zachwycona ową naprawą jednocześnie płakałam, gdyż bez talentu plastycznego nie przyjęto by mnie na kierunek „konserwacja zabytków”. Matka płakała, bo praca jej się nie podobała (woli mniejsze formaty, nad którymi spędza jedynie kilka godzin), a gobelin przez kilka tygodni zajmował całą przestrzeń w pokoju jadalnym skutecznie komplikując nam życie. No bo jak tu chodzić po „starożytnym” arrasie? I tak sobie nad tym londyńskim gobelinem roniłyśmy łzy, każda z innego powodu. Liznęłam, w przerwie pomiędzy jedną słoną kroplą a drugą, trochę wiedzy z zakresu tkactwa, dlatego łatwiej było nam prowadzić konwersację z przemiłą panią. Przy okazji dowiedziałam się, że festynu nie było, gdyż burmistrz wolał zaprosić do Lubawki jakieś słodko pierdzące zespoliki niż zorganizować ciekawą imprezę z rekonstrukcją historyczną „buntu tkaczy”.


Po ciekawej i pouczającej wizycie w Izbie Tkackiej, zostajemy na następną godzinę w owym sklepiku-kawiarence. Tam wysłuchujemy od początku wszystkich bolączek tego miejsca. Do kawy dostajemy gruby album z przedwojennymi pocztówkami z Chełmska. Jesteśmy przeszczęśliwi, gdyż wprost uwielbiamy tego typu stare przedwojenne widokówki pokazujące dawny obraz rzeczywistości.



Po zażyciu podstawowej dawki kofeiny, wzmocnieni ruszamy na dwukilometrową pielgrzymkę do Kaplicy Św. Anny.
Idziemy sobie polną drogą, podziwiamy widoki. Co rusz natrafiamy na barokowe kapliczki usytuowane wzdłuż szlaku.



Dla nas owa podróż ma walory historyczne. Ale tak naprawdę dla dawnych mieszkańców, a może i dla współczesnych również, to sakralne misterium, które kończy się głównym obrzędem w kościółku na końcu szlaku.


Docierając do niesamowitego gaju, pośrodku którego mieści się kościółek, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jakieś starsze miejsce kultu. Wszystko zgadza się ze schematem. Wzniesienie położone na uboczu, przy kapliczce święte źródełko mające moc uzdrawiania. Podobno leczy choroby płuc.

Nie znajdujemy w źródłach pisanych wzmianki o przedchrześcijańskiej historii tego miejsca, ale to o niczym nie świadczy, gdyż pamięć o takich rzeczach odeszła wraz z byłymi mieszkańcami tych terenów.

Dookoła kościółka postawiono drogę krzyżową:




Zdjęcia niewykorzystane w tekście:
Tron (czyli toaleta) w domu tkacza :-)


Rzeźba buchnięta przed laty z kaplicy św. Anny. Zapewniono mnie, iż wróci na swoje miejsce.

Jeden z chełmskich zabytków pod hm... opieką konserwatora zabytków. Nietrudno zgadnąć, że stoi (na razie stoi) tak od lat wielu.


Rzeźby nagrobne (ewangelickie) przy barokowym kościele

Dom, który niegdyś należał do kompletu zwanego "7 Braci". Ostał się ino jeden :-(

Konik, którego spotkaliśmy w drodze do kapliczki.

Bardzo stara płaskorzeźba na ścianie kaplicy

Drzwi-moje ulubione motywy do fotografowania. Tu boczne drzwi do kaplicy św. Anny

Chłop zażyczył sobie zdjęcia pod krzyżem. Mówi, że do Warszawy za daleko, to musi się zadowolić tym, co znajdzie w okolicy :-)