Witam serdecznie.

Kiedy w 2001 roku opuszczaliśmy rodzinne miasto Wrocław, naszym nowym miejscem na ziemi stały się okolice gór Izerskich. Na Pogórzu urzekło nas wszystko-dzika przyroda, piękne widoki, czyste powietrze. Zamieszkaliśmy w zabytkowym, regionalnym przysłupowym domu.

Góry i Pogórze Izerskie, to tereny wciąż turystycznie niedocenione, przez co zachowały swój niekomercyjny charakter. Nie są to deptaki i promenady, jakich wiele w pobliskich Karkonoszach. Znajdziecie tu spokój i kontakt z naturą.

Pragnę zaprosić Was na wirtualną wycieczkę po regionie. Będziemy razem spacerować po okolicy, zwiedzać zamki, zgłębiać tajemnice przyrody i poznawać bogatą, wielokulturową historię tych ziem.

Jeśli ktoś zapragnie zobaczyć to wszystko na własne oczy, czekają na Was gościnne progi naszego gospodarstwa agroturystycznego, które stanowi bazę noclegową i wypadową nie tylko w pobliskie góry Izerskie, ale również w Karkonosze, do Czech i Niemiec.

Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z naszą ofertą na stronie internetowej gospodarstwa, której adres znajdziecie po prawej stronie bloga.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Via Regia: Start- Złotoryja, część druga-ostatnia.

Przy okazji omawiania początków miasta i obiektów sakralnych z nim związanych, o których możecie przeczytać TUTAJ, wspomniałam o tym, że Złotoryja jest najstarszym miastem w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, na ziemiach polskich. Warto na jej przykładzie opowiedzieć parę słów na temat lokacji na prawie magdeburskim.


Złotoryja zyskała nowoczesne prawa miejskie za sprawą sprowadzanych na te tereny i masowo osiedlanych osadników z zachodu. Wraz z nimi pojawiała się nowoczesna myśl, rzeklibyśmy dziś- cywilizacja. Wzorem ówczesnej cywilizacji było miasto Magdeburg, które uzyskało patent na nadawanie miastom prawa handlu i organizacji.



Złotoryi, położonej w bardzo strategicznym miejscu i zyskującej ze względu na wydobywane tu złoto coraz więcej mieszkańców, Henryk Brodaty, pan na zamku w Rokitnicy i właściciel okolicznych terenów, nadał prawa miejskie w 1211 roku. Plan miasta został wytyczony przez wójta oraz mierniczych. Jego główną cechą było wytyczenie szeregu równoległych i prostopadłych ulic, okalających rynek (plac targowy) z ratuszem (siedzibą władz samorządowych) w centrum miasta. Od razu po zaprojektowaniu miasta zabrano się za stawianie fortyfikacji. Czasy bowiem były niespokojne.


Zachowane w mieście mury obronne

Pierwsze fortyfikacje nie miały jeszcze wyglądu takiego, jak powyżej. Były to konstrukcje z drewna, kamieni i ziemi. Rolę fortyfikacji spełniała też okalająca miasto wewnętrzna fosa. Dopiero w XIV wieku zaczęto stawiać murowane obiekty. Do miasta wchodziło i wjeżdżało się czterema bramami, przy każdej z bram postawiono basztę.

Zachowana po dziś dzień Baszta Kowalska.

Basztami opiekowały się cechy rzemieślnicze. Zachowana w Złotoryi czternastowieczna Baszta Kowalska chroniła Bramę Górną.

Cztery dni po wędrówce szlakiem Via Regia miałam okazję ponownie odwiedzić Złotoryję. Mogłam wtedy poczuć się zupełnie wyjątkowo. Wyobraźcie sobie, że aby wejść do wnętrza baszty i zerknąć z góry na miasto i okolicę, trzeba jedynie powędrować do punktu informacji turystycznej i wypożyczyć klucz. Tak zrobiwszy, wkładając klucz w kłódkę, poczułam się jak jakiś strażnik średniowiecznego miasta, tudzież dozorca dawnych kazamatów. Trzeba bowiem wspomnieć, że baszta, a konkretnie jej podziemia,  przez pewien czas pełniły rolę więzienia. Przez następne pół godziny Baszta Kowalska należała do mnie i naszej małej grupki przyjaciół.

A widok z baszty był piękny:




Wbrew temu, co się powszechnie o basztach sądzi, nie były one zbyt dobrym obiektem obronnym. Z samej baszty nie bardzo można było się bronić. Wszelkie działania, strzelanie, lanie smołą, wrzątkiem, czy spuszczanie na wroga odchodów, były niezbyt celne. Jeśli już wróg dostał się pod mury, baszty zazwyczaj były łatwo zdobywane. Zamkniętych w środku zdobywano głodem, lub robiono podkop osłaniając się od ciosów z góry łatwymi do sklecenia na prędko konstrukcjami. 
Baszty pełniły przede wszystkim rolę punktów widokowych. Z góry widać było jak na dłoni zbliżające się niebezpieczeństwo. Można było ostrzec miasto przed zbliżającym się wrogiem oznajmiając to za pomocą dzwonów.
Nie można pominąć też innej ważnej roli baszt. Dodawały one miastu prestiżu.
Mury miejskie i mury baszty miały średnio 2 metry grubości (w przyziemiu prawie 3) i 10 metrów wysokości. Baszta wysoka była na ponad 20 metrów. 

Na przestrzeni wieków Baszta Kowalska była przebudowywana i naprawiana, popadała w ruinę i zostawała odbudowywana. Tak wyglądała do czasu, zanim nie przetoczyły się po okolicy epizody militarne związane z wojnami napoleońskimi.



Fortyfikacje zostały uznane za przestarzałe już w XVIII wieku i rozpoczęto przebudowę murów, bram i baszt. XIV-wieczne założenia powoli popadały w ruinę i traciły na swoim znaczeniu. Dziś stanowią atrakcję turystyczną.

Mnie osobiście w centrum Złotoryi urzekł ten oto pomnik-Fontanna Górników. Upamiętnia on wydarzenia z XIII wieku związane z najazdem Tatarów na te tereny. Legenda głosi, że Złotoryja wystawiła do walki z Mongołami około 500 zbrojnych powołanych spośród miejscowych kopaczy złota. Jak wiemy z historii, Tatarzy wysiekli w pień obrońców regionu w bitwie pod Legnicą wiosną 1241 roku. Do domu nie powrócił żaden górnik. Mówi się też, że kopacze złota nie zostali do szczętu wybici, ale wzięto ich w jasyr i wykorzystano ich umiejętności w tatarskiej niewoli.



Płaskorzeźby na fontannie powstawały podczas II wojny światowej. Uderza bardzo mocno widoczny charakterystyczny styl. Hełmy na głowach górników przypominają te noszone przez niemieckich żołnierzy. Dla rzeźbiarza historia zatoczyła koło, a dwa tak różne zbrojne wydarzenia zlały mu się w jedno. Zapomniał, że złotoryjscy górnicy bronili swojej ojczyzny, podczas gdy w XX wieku to Niemcy byli agresorami. Pomnik wywołuje u mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony fascynuje mnie myśl i sposób ujęcia tematu, z drugiej zniesmacza porównanie nazistów-agresorów do postawy złotoryjskich górników, którzy oddali życie lub wolność za swoją nową ojczyznę.

Jakby jednak na to nie patrzeć, pomnik stanowi świadectwo pewnego odcinka czasu i cieszy fakt, że został zachowany.



Z miejscem tym wiąże się jeszcze ciekawa legenda. W połowie XVI wieku miasto dotknęła zaraza. Było to jakoś tuż przed świętami. Kiedy w dzień Wigilii mieszkańcy wyszli ze swoich domów, okazało się, że przy życiu pozostała ich tylko siódemka. Każdy z ocalałych posadził po lipie. Do dziś wokół fontanny górników rośnie 7 lip, a mieszkańcy od kilku wieków dbają, aby na miejsce uschniętych drzew dosadzać nowe rośliny. 

-Musicie koniecznie zobaczyć Muzeum Złota- rzekł, nie kryjąc dumy w głosie, jeden z mieszkańców miasta. 

Zaświeciły mi się oczy. Odkąd mamy własne, prywatne muzeum chętnie zaglądam do tego typu placówek w poszukiwaniu inspiracji. Muzeum Złota zostało gruntownie przerobione w 2006 roku, a ja naiwnie myślałam, że będę miała do czynienia z jakąś nowoczesną myślą, innymi niż znamy ze szkoły rozwiązaniami na ekspozycję. 
Niestety, przywitały mnie gablotki i wszechobecne napisy: nie dotykać eksponatów.










Tu muszę powiedzieć szczerze, że jak na muzeum, mieszczące się w mieście o bardzo bogatej i starej historii, to nie znalazłam tam nic ciekawego. A już najmniej było w nim złota. Trochę miejscowych agatów (takie same okazy mam na swoim skalniaku!), minerałów, zwykłych skał, nieco artefaktów związanych z kopaniem złota i życiem miasta, stare widokówki. 

A na koniec spaceru po Złotoryi kilka typowych dla miasta obrazków:

podkreślenie górniczych tradycji


pomniki związane z płukaniem złota

makieta jest niestety zrobiona z jakiegoś tworzywa sztucznego

widok na dawną Via Regia idącą przez centrum miasta



relikt niedawnej przeszłości :-)

Fontanna Delfinów w rynku

Władysław Reymont

Stara studnia

Tak jak Złotoryja była w XIII wieku forpocztą cywilizacji i wzorem nowoczesnego miasta, tak niech i dziś będzie inspiracją dla lokalnych społeczności w tym, że można stworzyć nawet z najbardziej zapyziałego i prowincjonalnego miasteczka perełkę regionu.