Kiedy pocztą elektroniczną, poprzez łańcuszek znajomych,
dostałam informację o realizowanym projekcie: Via Regia poznać Europę od historii do przyszłości aż podskoczyłam z
emocji. Natychmiast jednak przyszła refleksja, czy aby na pewno dam radę
przejść pieszo taki kawał drogi od Złotoryi po Konigsbruck? Wędrówka miała
odbyć się wprawdzie na raty, ale dystans około 25 km w ciągu jednego dnia i tak
robił wrażenie. Owszem, były czasy, kiedy ruszało się w góry bladym świtem, a
wracało o zmroku. Potem, przy świetle księżyca, wpatrywaliśmy się w mapę, aby
zorientować się, że przeszliśmy po 40-50 km. Kiedy ma się naście lat, to
człowiek nie myśli o żadnych dystansach, tylko rusza w drogę. Czy odnajdę w
sobie ducha tamtej nastolatki? Cóż, mimo, że zdrowie już nie to i trzeba myśleć
o zostawionym gospodarstwie, postanowiłam zaryzykować i ruszyć. Na razie się
udaje. Za mną już dwa etapy wędrówki przez dolnośląski i łużycki odcinek dawnej
Via Regia, który niespodziewanie zamienił się w drogę św. Jakuba prowadzącą
wprost do sanktuarium Santiago de Compostela.
Projekt jest fragmentem pewnej całości mającej na celu
wskrzeszanie starych szlaków handlowych (Via Regia) i sakralnych (droga
św.Jakuba). Tak się akurat złożyło, że na naszym odcinku Via Regia pokrywa się
ze szlakiem jakubowym.
Drogi, które ukształtowały się w średniowieczu są dziś
miejscami ledwo widoczne. Niekiedy ich fragmenty są zaorane i nie do przejścia.
Część tych szlaków pokryta jest asfaltem i do dziś stanowi główny łącznik ze
współczesnymi miastami i wsiami.
Kiedyś nie było tak wielu miast, jak dziś. Via Regia, zwana
też niekiedy Drogą Wysoką, czy Królewską, stanowiła odpowiednik dzisiejszej
autostrady. Tak jak dziś pokrywamy główne drogi asfaltem, tak w średniowieczu
rolę tę spełniał bruk. Idąc przez lasy i pola często na wąskich z pozoru
ścieżynkach, natrafiamy na pozostałości po średniowiecznym bruku.
Via Regia była wytyczana po możliwej linii prostej. Łączyła
miasta, oddalone od siebie na dystans, który mógł przejść pieszo pielgrzym lub
kupiec z załadowanym towarami wozem konnym. Dystans ten to mniej więcej właśnie
owe 20-30 km.
Początkiem naszej przygody z Via Regia stało się najstarsze miasto na ziemiach polskich-
Złotoryja.
Ostatnimi laty wielokrotnie mijałam je w drodze do Wrocławia
obiecując sobie, że wreszcie Złotoryję odwiedzę i poznam jej historię oraz
zabytki. W początkach lat 90-tych,
kiedy w Złotoryi przyszło mi spędzać praktyki studenckie, miasteczko było tak
brzydkie i nieatrakcyjne, że nawet nie miałam ochoty rozejrzeć się wokół,
przebić wzrokiem i umysłem przez szarzyznę i pochylić się nad ukrytym jego
pięknem oraz wartością historyczną. Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, ale
cóż poradzić, że poczucie estetyki jest głęboko wpisane w nasze człowieczeństwo
i czyni nas ludźmi.
Pamiętając wygląd Złotoryi z lat 90-tych, niech Was nie
zdziwi, że dziś mój zachwyt tym miasteczkiem nie ma granic.
W dzisiejszych czasach prowincjonalne miasta zyskują nowy
wygląd i odżywają pod wpływem lokalnych stowarzyszeń zasilanych przez
pasjonatów regionu. W przypadku Złotoryi jednym z pasjonatów jest pan Roman
Gorzkowski, który był naszym przewodnikiem. Dzięki niemu, mogę Wam opowiedzieć
o Złotoryi to, co zapamiętałam i zaprosić, abyście miasteczko odwiedzili i
zachwycili się, tak jak ja.
Korzeni miasta należy szukać w bardzo głębokich mrokach
średniowiecza, jak na polskie warunki. Na pewno, jako osada, funkcjonowało już
w XII wieku. W wyniku szeroko zakrojonej i aktywnej akcji kolonizacyjnej, która
jednocześnie wprowadzała na tę ziemię cywilizację zachodnią, już w 1211 roku Złotoryja zyskała status
miasta lokowanego na prawie magdeburskim. Jest to pierwsze miasto, w
dzisiejszym rozumieniu tego słowa, na ziemiach polskich. Przypomnę, że Wrocław
uzyskał prawa miejskie około 1226 roku, a więc wiele lat później. Skoro już mowa o lokacjach,
z zainteresowaniem przyjęłam fakt, że złotoryjscy mieszkańcy brali udział w
późniejszych pracach lokacyjnych miast Wielkopolski i w państwie krzyżackim.
Udokumentowana jest pomoc złotoryjan w lokacji Torunia.
Przed nadaniem praw miejskich osada o nazwie Aurum, potem
Aureus Mons skupiała się wokół wzniesienia zwanego Góra Św. Mikołaja. W dawnych
czasach ludzie mieli ogromny szacunek i respekt przed siłami natury. Rzeka
Kaczawa, która płynie tuż obok, jest nawet dziś niebezpieczna i nieprzewidywalna.
Wzgórze chroniło ludzi przed okresowymi powodziami, typowymi dla klimatu
podgórskiego.
Jak na chrześcijan przystało, pierwszą i najważniejszą
budowlą, stanowiącą o cywilizacji, był kościół położony na szczycie wzgórza pod
wezwaniem św.Mikołaja. Wzniesiony przez kopaczy złota już na samym początku
XIII wieku, jest najstarszym złotoryjskim kościołem. Pierwsza o nim wzmianka
pochodzi z 1217 roku. Niestety, jego oryginalny XIII wieczny wygląd nie
zachował się do dzisiejszego dnia. Kościół przez wieki zmagał się z trudną
historią, pożarami. Od 1526 roku kościół był w rękach protestantów. Dopiero w
2000 roku powrócił w ręce katolików i dziś stanowi kościół filialny parafii
rzymskokatolickiej pod wezwaniem św Jadwigi.
Epitafia z XVI wieku wmurowane w ścianę kościoła
Kościół przez długi czas pełnił rolę świątyni pogrzebowej, a wokół niego, już w XIII wieku ulokowano cmentarz.
Jak zwykle przy takich inicjatywach, nie każdy zgadza się z wkładem poszczególnych osób w dzieło :-) Przerabiałam to już na przykładzie Grudzy, kiedy przypisawszy sukces proboszczowi, spotkałam się z oburzeniem mieszkańców wyrażanym w nie zawsze kulturalny sposób pod moim adresem :-) Tym razem zatem pozostawię ten fakt bez komentarza.
Memento mori...
Niestety, nie udało się wejść do wnętrza kościoła. Ma on
XIX- wieczne wyposażenie.
Z Góry Św. Mikołaja udaliśmy się pod kościół św. Jadwigi znajdujący się w kompleksie dawnego klasztoru franciszkanów.
Napis wyryty w nadprożu sugeruje, że klasztor został ufundowany przez Jadwigę-żonę Henryka Brodatego, tuż po lokacji miasta. Napis jednak nie jest oryginałem, a wyryty został prawdopodobnie dopiero w XVIII wieku, zatem tego faktu nie sposób udowodnić.
Jak wszystkie złotoryjskie przybytki i klasztor miał burzliwą historię. Złotoryja została ulokowana na głównym szlaku Via Regia, stanowiła ważny strategiczny punkt. Nie ominęły miasta liczne wojny i dziejowe zawieruchy. W XV wieku budynki klasztoru zostały zdobyte przez Husytów, franciszkanów wymordowano. Wprawdzie jeszcze w XVIII wieku udało się franciszkanom go odbudować, ale tym razem zakonnicy musieli opuścić klasztor kilkadziesiąt lat później, na skutek kasacji kościelnych majątków na początku XIX wieku. Pomiędzy najazdem Husytów, a ponownym przejęciem budynku przez franciszkanów, klasztorem zawiadywali protestanci, a budynek stał się siedzibą słynnego w całej Europie gimnazjum. Rektorem tego gimnazjum został urodzony w dzisiejszej Trójcy (k. Zgorzelca) Valentin Trozendorf- osoba dziś uznawana za najsłynniejszego złotoryjanina.
Pomnik Trozendorfa pod kościołem NNMP w Złotoryi.
Na terenie dziedzińca dawnego klasztoru uwagę moją zwróciły dwa pomniki:
Pomnik Jana Nepomucena z 1732 ufundowany przez burmistrza Złotoryi Leopolda Feige oraz...
...nieprawdopodobny zabytek! Cud boski, że nie został zagrabiony na potrzeby wrocławskich muzeów! Cóż, nie takie rzeczy z naszych lokalnych dróg, kapliczek, kościołów mogę sobie oglądać jedynie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, czy nawet we wrocławskim Muzeum Etnograficznym. Strasznie mnie to bulwersuje!
Oto średniowieczna, piaskowcowa kapliczka słupowa.
Przedstawiono na niej panteon świętych wraz z ich atrybutami.
A może już jest czas, aby takie zabytki jak ten, wróciły na swoje pierwotne miejsce? Jedną z przyczyn ubożenia prowincji jest fakt, że turyści nie za bardzo mają powód tu przyjeżdżać, skoro prawie wszystkie artefakty, świadczące o charakterze tego regionu, stoją w wielkomiejskich muzeach, zamiast w tkwić w swoim kontekście.
Przy okazji zatem zaapeluję: Oddajcie nam nasze zabytki!!!
Skoro jesteśmy przy obiektach sakralnych, nie sposób ominąć kościoła pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny.
Portal gotycki zrekonstruowany w XIX wieku
Budynek początkowo został wzniesiony jako kaplica św Marii, ale już w drugiej połowie XIII wieku określa się go mianem "kościół". Przy okazji tej budowli o Złotoryi zrobiło się głośno w trzynastowiecznym Watykanie, bowiem papież rozstrzygał spór pomiędzy proboszczami tej parafii i kościoła św Mikołaja. Najprawdopodobniej poszło o "dusze" i należną kościołom z tego tytułu dziesięcinę. Od końca XIII wieku kościół przeszedł pod opiekę joannitów.
Wreszcie można było wejść i podziwiać wnętrze kościoła.
Herb Złotoryi na kościelnej posadzce
W świątyni trwają jeszcze remonty, ale i tak wnętrze budzi podziw i dumę
Renesansowa ambona z przedstawieniem apostołów oraz Mojżesza trzymającego w ręku tablicę z przykazaniem miłości:
barokowy ołtarz kolumnowy
Nagrobek z popiersiem burmistrza Złotoryi Christopha Steinberga z XVII wieku. Przewodnik zwrócił naszą uwagę na napisy, z których wynika, że burmistrz był czterokrotnie żonaty i zawsze każda z żon miała na imię Anna. Zbieg okoliczności? Celowe zamiłowanie do imienia Anna? :-)
Nad nagrobkiem malowidła z początku XVII wieku- czterej ewangeliści ze swoimi atrybutami- orłem, aniołem, lwem, wołem.
Nie sposób po jednej wizycie spamiętać wszystkich detali. Aby poznać historię i zwrócić uwagę na wszystkie najważniejsze szczegóły, potrzeba wielu wizyt. Moją uwagę zwróciła studnia z krzyżem joannitów i jej ciekawe dzieje.
Studnia, wydrążona jeszcze w średniowieczu, stanowiła źródło wody dla oblężonego przez Husytów w 1428 roku tłumu mieszczan, którzy znaleźli schronienie w świątyni. W XVII wieku studnię zamurowano, gdyż utopiło się w niej dziecko. Przez wieki ludzie zapomnieli, gdzie znajdowała się owa 23 metrowa studnia. Odkryto ją ponownie w 1914 roku. Dla zachowania pamięci o niej postanowiono wykuć w kamieniu i wmurować w ścianę kościoła plan umiejscowienia studni, po czym studnia została na nowo przykryta.
plan umiejscowienia studni
Współcześnie studnia została odrestaurowana i tak zabezpieczona, aby nie przydarzyła się już nigdy więcej żadna tragedia.
Kościół kilkukrotnie stawał się schronieniem podczas oblężeń przez husytów, przez wieki trawiły go też pożary. Mimo, że husyci nie zdołali go przejąć, i tak przeszedł w ręce protestantów w XVI wieku. Złotoryjanie nie przez przemoc i przymus, ale z racji rozumu i świadomości nowych czasów, przechodzili na wiarę ewangelicką. Również tutaj nauczał w wieży złotoryjski wybitny humanista Valentin Trozendorf. Po wojnie, w końcu lat 50-tych ponownie kościół przejęli katolicy.
Ciąg dalszy spaceru po Złotoryi, a tym razem zerkniemy na świeckie obiekty, nastąpi niebawem :-)
Wspaniala wyprawa, dzieki:)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńPrzeczytałam z zaintersowaniem i czekam na dalsze opisy szlaku, miejscowości i zabytków.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Twoim apelem, aby zabytki wyrwane z otoczenia tam powróciły. Tylko tam moga wzbudzac podziw i tak jak mówisz, przyciągnąć turystów. Niech wielkie miasta mają swoje obiekty, a prowincja swoje.
Niezwykle zaintrygowały mnie te cztery Anny. Uważasz, że może być aż taki zbieg okoliczności? Niemożliwe! To jakaś podejrzana afera.
Dziwna historia studni. Moim zdaniem zabezpieczenie od dawna było proste i nie trzeba było takich obiektów zamurowywać.
Z tymi Annami to każdy się głowi, o co chodzi? Czyżby jakaś nerwica natręctw (symetria- cztery Anny)? A tak nawiasem mówiąc, co on z tymi Annami robił, że przynajmniej trzy, jak nie wszystkie umarły przed nim?!
UsuńKiedyś nie było takiej świadomości zachowywania reliktów przeszłości i ludzie szli po najmniejszej linii oporu. Rzecz niefunkcjonalna, niebezpieczna- lepiej ją zlikwidować. Wpływ na ludzi miało też myślenie magiczne. Jak tylko przykryję dziurę, to może jakiś "diaboł" dla kawału otworzy i nieszczęście gotowe :-)
A mi dotychczas Złotoryja kojarzyła się wyłącznie z konkursami poszukiwaczy złota :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś warto byłoby wybrać się na coś takiego.
Pamiętasz stare dobre czasy i wypady na minerały :)
Ciekawe czy znalezionym drobinką złota :) też towarzyszyłby taki sam dreszczyk emocji, jak wtedy przy szukaniu kryształu górskiego, albo ametystów czy fluorytów Macie z Chłopem :) bojowe zadanie :)
Przetrzeć jeszcze raz Złotoryjski szlak :)
Zostały do odwiedzenia podziemne chodniki kopalni złota "Aurelia".
I proszę napisać nam :) o tych licznych tajemnicach i legendach.
Chciałabym przeczytać o tajemniczej śmierci i przekleństwie Mnicha, który do dzisiejszego dnia pokutuje w korytarzach kopalnianych :)
Rzeczywiście, słyszałam coś o mnichu, czy krasnalu strzegącym wejścia do skarbca. Aurelia jest dostępna dla zwiedzających, ale jeszcze tam nie byłam.
UsuńPodobno w okolicach Gryfowa (Ubocza) odkryto pokłady złotonośne. Zajmował się tym geolog z Wrocławia, ale uznali go za wariata. Masz bojowe zadanie- odnaleźć geologa i dowiedzieć się absolutnie wszystkiego na temat. Będziemy wtedy bogaci :-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń