Witam serdecznie.

Kiedy w 2001 roku opuszczaliśmy rodzinne miasto Wrocław, naszym nowym miejscem na ziemi stały się okolice gór Izerskich. Na Pogórzu urzekło nas wszystko-dzika przyroda, piękne widoki, czyste powietrze. Zamieszkaliśmy w zabytkowym, regionalnym przysłupowym domu.

Góry i Pogórze Izerskie, to tereny wciąż turystycznie niedocenione, przez co zachowały swój niekomercyjny charakter. Nie są to deptaki i promenady, jakich wiele w pobliskich Karkonoszach. Znajdziecie tu spokój i kontakt z naturą.

Pragnę zaprosić Was na wirtualną wycieczkę po regionie. Będziemy razem spacerować po okolicy, zwiedzać zamki, zgłębiać tajemnice przyrody i poznawać bogatą, wielokulturową historię tych ziem.

Jeśli ktoś zapragnie zobaczyć to wszystko na własne oczy, czekają na Was gościnne progi naszego gospodarstwa agroturystycznego, które stanowi bazę noclegową i wypadową nie tylko w pobliskie góry Izerskie, ale również w Karkonosze, do Czech i Niemiec.

Zainteresowanych zapraszam do zapoznania się z naszą ofertą na stronie internetowej gospodarstwa, której adres znajdziecie po prawej stronie bloga.

środa, 25 lipca 2012

Via Regia: Start- Złotoryja.

 Kiedy pocztą elektroniczną, poprzez łańcuszek znajomych, dostałam informację o realizowanym projekcie: Via Regia poznać Europę od historii do przyszłości aż podskoczyłam z emocji. Natychmiast jednak przyszła refleksja, czy aby na pewno dam radę przejść pieszo taki kawał drogi od Złotoryi po Konigsbruck? Wędrówka miała odbyć się wprawdzie na raty, ale dystans około 25 km w ciągu jednego dnia i tak robił wrażenie. Owszem, były czasy, kiedy ruszało się w góry bladym świtem, a wracało o zmroku. Potem, przy świetle księżyca, wpatrywaliśmy się w mapę, aby zorientować się, że przeszliśmy po 40-50 km. Kiedy ma się naście lat, to człowiek nie myśli o żadnych dystansach, tylko rusza w drogę. Czy odnajdę w sobie ducha tamtej nastolatki? Cóż, mimo, że zdrowie już nie to i trzeba myśleć o zostawionym gospodarstwie, postanowiłam zaryzykować i ruszyć. Na razie się udaje. Za mną już dwa etapy wędrówki przez dolnośląski i łużycki odcinek dawnej Via Regia, który niespodziewanie zamienił się w drogę św. Jakuba prowadzącą wprost do sanktuarium Santiago de Compostela.

Projekt jest fragmentem pewnej całości mającej na celu wskrzeszanie starych szlaków handlowych (Via Regia) i sakralnych (droga św.Jakuba). Tak się akurat złożyło, że na naszym odcinku Via Regia pokrywa się ze szlakiem jakubowym.

Drogi, które ukształtowały się w średniowieczu są dziś miejscami ledwo widoczne. Niekiedy ich fragmenty są zaorane i nie do przejścia. Część tych szlaków pokryta jest asfaltem i do dziś stanowi główny łącznik ze współczesnymi miastami i wsiami.




Kiedyś nie było tak wielu miast, jak dziś. Via Regia, zwana też niekiedy Drogą Wysoką, czy Królewską, stanowiła odpowiednik dzisiejszej autostrady. Tak jak dziś pokrywamy główne drogi asfaltem, tak w średniowieczu rolę tę spełniał bruk. Idąc przez lasy i pola często na wąskich z pozoru ścieżynkach, natrafiamy na pozostałości po średniowiecznym bruku.
Via Regia była wytyczana po możliwej linii prostej. Łączyła miasta, oddalone od siebie na dystans, który mógł przejść pieszo pielgrzym lub kupiec z załadowanym towarami wozem konnym. Dystans ten to mniej więcej właśnie owe 20-30 km.


Początkiem naszej przygody z Via Regia  stało się najstarsze miasto na ziemiach polskich- Złotoryja.
Ostatnimi laty wielokrotnie mijałam je w drodze do Wrocławia obiecując sobie, że wreszcie Złotoryję odwiedzę i poznam jej historię oraz zabytki. W początkach lat  90-tych, kiedy w Złotoryi przyszło mi spędzać praktyki studenckie, miasteczko było tak brzydkie i nieatrakcyjne, że nawet nie miałam ochoty rozejrzeć się wokół, przebić wzrokiem i umysłem przez szarzyznę i pochylić się nad ukrytym jego pięknem oraz wartością historyczną. Mówi się, że nie szata zdobi człowieka, ale cóż poradzić, że poczucie estetyki jest głęboko wpisane w nasze człowieczeństwo i czyni nas ludźmi.
Pamiętając wygląd Złotoryi z lat 90-tych, niech Was nie zdziwi, że dziś mój zachwyt tym miasteczkiem nie ma granic.

W dzisiejszych czasach prowincjonalne miasta zyskują nowy wygląd i odżywają pod wpływem lokalnych stowarzyszeń zasilanych przez pasjonatów regionu. W przypadku Złotoryi jednym z pasjonatów jest pan Roman Gorzkowski, który był naszym przewodnikiem. Dzięki niemu, mogę Wam opowiedzieć o Złotoryi to, co zapamiętałam i zaprosić, abyście miasteczko odwiedzili i zachwycili się, tak jak ja.

Korzeni miasta należy szukać w bardzo głębokich mrokach średniowiecza, jak na polskie warunki. Na pewno, jako osada, funkcjonowało już w XII wieku. W wyniku szeroko zakrojonej i aktywnej akcji kolonizacyjnej, która jednocześnie wprowadzała na tę ziemię cywilizację zachodnią,  już w 1211 roku Złotoryja zyskała status miasta lokowanego na prawie magdeburskim. Jest to pierwsze miasto, w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, na ziemiach polskich. Przypomnę, że Wrocław uzyskał prawa miejskie około 1226 roku, a więc wiele lat później. Skoro już mowa o lokacjach, z zainteresowaniem przyjęłam fakt, że złotoryjscy mieszkańcy brali udział w późniejszych pracach lokacyjnych miast Wielkopolski i w państwie krzyżackim. Udokumentowana jest pomoc złotoryjan w lokacji Torunia.

Przed nadaniem praw miejskich osada o nazwie Aurum, potem Aureus Mons skupiała się wokół wzniesienia zwanego Góra Św. Mikołaja. W dawnych czasach ludzie mieli ogromny szacunek i respekt przed siłami natury. Rzeka Kaczawa, która płynie tuż obok,  jest nawet dziś niebezpieczna i nieprzewidywalna. Wzgórze chroniło ludzi przed okresowymi powodziami, typowymi dla klimatu podgórskiego.

Jak na chrześcijan przystało, pierwszą i najważniejszą budowlą, stanowiącą o cywilizacji, był kościół położony na szczycie wzgórza pod wezwaniem św.Mikołaja. Wzniesiony przez kopaczy złota już na samym początku XIII wieku, jest najstarszym złotoryjskim kościołem. Pierwsza o nim wzmianka pochodzi z 1217 roku. Niestety, jego oryginalny XIII wieczny wygląd nie zachował się do dzisiejszego dnia. Kościół przez wieki zmagał się z trudną historią, pożarami. Od 1526 roku kościół był w rękach protestantów. Dopiero w 2000 roku powrócił w ręce katolików i dziś stanowi kościół filialny parafii rzymskokatolickiej pod wezwaniem św Jadwigi.

Epitafia z XVI wieku wmurowane w ścianę kościoła


Kościół przez długi czas pełnił rolę świątyni pogrzebowej, a wokół niego, już w XIII wieku ulokowano cmentarz. 



Jak zwykle przy takich inicjatywach, nie każdy zgadza się z wkładem poszczególnych osób w dzieło :-) Przerabiałam to już na przykładzie Grudzy, kiedy przypisawszy sukces proboszczowi, spotkałam się z oburzeniem mieszkańców wyrażanym w nie zawsze kulturalny sposób pod moim adresem :-) Tym razem zatem pozostawię ten fakt bez komentarza.

Memento mori...

Niestety, nie udało się wejść do wnętrza kościoła. Ma on XIX- wieczne wyposażenie.

Z Góry Św. Mikołaja udaliśmy się pod kościół św. Jadwigi znajdujący się w kompleksie dawnego klasztoru franciszkanów.


Napis wyryty w nadprożu sugeruje, że klasztor został ufundowany przez Jadwigę-żonę Henryka Brodatego, tuż po lokacji miasta. Napis jednak nie jest oryginałem, a wyryty został prawdopodobnie dopiero w XVIII wieku, zatem tego faktu nie sposób udowodnić.


Jak wszystkie złotoryjskie przybytki i klasztor miał burzliwą historię. Złotoryja została ulokowana na głównym szlaku Via Regia, stanowiła ważny strategiczny punkt. Nie ominęły miasta liczne wojny i dziejowe zawieruchy. W XV wieku budynki klasztoru zostały zdobyte przez Husytów, franciszkanów wymordowano. Wprawdzie jeszcze w XVIII wieku udało się franciszkanom go odbudować, ale tym razem zakonnicy musieli opuścić klasztor kilkadziesiąt lat później, na skutek kasacji kościelnych majątków na początku XIX wieku. Pomiędzy najazdem Husytów, a ponownym przejęciem budynku przez franciszkanów, klasztorem zawiadywali protestanci, a budynek stał się siedzibą  słynnego w całej Europie gimnazjum. Rektorem tego gimnazjum został urodzony w dzisiejszej Trójcy (k. Zgorzelca) Valentin Trozendorf- osoba dziś uznawana za najsłynniejszego złotoryjanina.

Pomnik Trozendorfa pod kościołem NNMP w Złotoryi.

Na terenie dziedzińca dawnego klasztoru uwagę moją zwróciły dwa pomniki:

Pomnik Jana Nepomucena z 1732 ufundowany przez burmistrza Złotoryi Leopolda Feige oraz...

...nieprawdopodobny zabytek! Cud boski, że nie został zagrabiony na potrzeby wrocławskich muzeów! Cóż, nie takie rzeczy z naszych lokalnych dróg, kapliczek, kościołów mogę sobie oglądać jedynie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, czy nawet we wrocławskim  Muzeum Etnograficznym. Strasznie mnie to bulwersuje!

Oto średniowieczna, piaskowcowa kapliczka słupowa.


Przedstawiono na niej panteon świętych wraz z ich atrybutami.





A może już jest czas, aby takie zabytki jak ten, wróciły na swoje pierwotne miejsce? Jedną z przyczyn ubożenia prowincji jest fakt, że turyści nie za bardzo mają powód tu przyjeżdżać, skoro prawie wszystkie artefakty, świadczące o charakterze tego regionu, stoją w wielkomiejskich muzeach, zamiast w tkwić w swoim kontekście.
Przy okazji zatem zaapeluję: Oddajcie nam nasze zabytki!!!

Skoro jesteśmy przy obiektach sakralnych, nie sposób ominąć kościoła pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny. 

Portal gotycki zrekonstruowany w XIX wieku

Budynek początkowo został wzniesiony jako kaplica św Marii, ale już w drugiej połowie XIII wieku określa się go mianem "kościół". Przy okazji tej budowli o Złotoryi zrobiło się głośno w trzynastowiecznym Watykanie, bowiem papież rozstrzygał spór pomiędzy proboszczami tej parafii i kościoła św Mikołaja. Najprawdopodobniej poszło o "dusze" i należną kościołom z tego tytułu dziesięcinę. Od końca XIII wieku kościół przeszedł pod opiekę joannitów.

Wreszcie można było wejść i podziwiać wnętrze kościoła.

Herb Złotoryi na kościelnej posadzce

W świątyni trwają jeszcze remonty, ale i tak wnętrze budzi podziw i dumę



Renesansowa ambona z przedstawieniem apostołów oraz Mojżesza trzymającego w ręku tablicę z przykazaniem miłości:



barokowy ołtarz kolumnowy 




Nagrobek z popiersiem burmistrza Złotoryi Christopha Steinberga z XVII wieku. Przewodnik zwrócił naszą uwagę na napisy, z których wynika, że burmistrz był czterokrotnie żonaty i zawsze każda z żon miała na imię Anna. Zbieg okoliczności? Celowe zamiłowanie do imienia Anna? :-)

Nad nagrobkiem malowidła z początku XVII wieku- czterej ewangeliści ze swoimi atrybutami- orłem, aniołem, lwem, wołem.

Nie sposób po jednej wizycie spamiętać wszystkich detali. Aby poznać historię i zwrócić uwagę na wszystkie najważniejsze szczegóły, potrzeba wielu wizyt. Moją uwagę zwróciła studnia z krzyżem joannitów i jej ciekawe dzieje.



Studnia, wydrążona jeszcze w średniowieczu, stanowiła źródło wody dla oblężonego przez Husytów w 1428 roku tłumu mieszczan, którzy znaleźli schronienie w świątyni. W XVII wieku studnię zamurowano, gdyż utopiło się w niej dziecko. Przez wieki ludzie zapomnieli, gdzie znajdowała się owa 23 metrowa studnia. Odkryto ją ponownie w 1914 roku. Dla zachowania pamięci o niej postanowiono wykuć w kamieniu i wmurować w ścianę kościoła plan umiejscowienia studni, po czym studnia została na nowo przykryta.

plan umiejscowienia studni

Współcześnie studnia została odrestaurowana i tak zabezpieczona, aby  nie przydarzyła się już nigdy więcej żadna tragedia.

Kościół kilkukrotnie stawał się schronieniem podczas oblężeń przez husytów, przez wieki trawiły go też pożary. Mimo, że husyci nie zdołali go przejąć, i tak przeszedł w ręce protestantów w XVI wieku. Złotoryjanie nie przez przemoc i przymus, ale z racji rozumu i świadomości nowych czasów, przechodzili na wiarę ewangelicką. Również tutaj nauczał w wieży złotoryjski wybitny humanista Valentin Trozendorf. Po wojnie, w końcu lat 50-tych ponownie kościół przejęli katolicy. 

Ciąg dalszy spaceru po Złotoryi, a tym razem zerkniemy na świeckie obiekty, nastąpi niebawem :-)

7 komentarzy:

  1. Wspaniala wyprawa, dzieki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam z zaintersowaniem i czekam na dalsze opisy szlaku, miejscowości i zabytków.
    Podpisuję się pod Twoim apelem, aby zabytki wyrwane z otoczenia tam powróciły. Tylko tam moga wzbudzac podziw i tak jak mówisz, przyciągnąć turystów. Niech wielkie miasta mają swoje obiekty, a prowincja swoje.
    Niezwykle zaintrygowały mnie te cztery Anny. Uważasz, że może być aż taki zbieg okoliczności? Niemożliwe! To jakaś podejrzana afera.
    Dziwna historia studni. Moim zdaniem zabezpieczenie od dawna było proste i nie trzeba było takich obiektów zamurowywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi Annami to każdy się głowi, o co chodzi? Czyżby jakaś nerwica natręctw (symetria- cztery Anny)? A tak nawiasem mówiąc, co on z tymi Annami robił, że przynajmniej trzy, jak nie wszystkie umarły przed nim?!

      Kiedyś nie było takiej świadomości zachowywania reliktów przeszłości i ludzie szli po najmniejszej linii oporu. Rzecz niefunkcjonalna, niebezpieczna- lepiej ją zlikwidować. Wpływ na ludzi miało też myślenie magiczne. Jak tylko przykryję dziurę, to może jakiś "diaboł" dla kawału otworzy i nieszczęście gotowe :-)

      Usuń
  3. A mi dotychczas Złotoryja kojarzyła się wyłącznie z konkursami poszukiwaczy złota :)
    Może kiedyś warto byłoby wybrać się na coś takiego.
    Pamiętasz stare dobre czasy i wypady na minerały :)
    Ciekawe czy znalezionym drobinką złota :) też towarzyszyłby taki sam dreszczyk emocji, jak wtedy przy szukaniu kryształu górskiego, albo ametystów czy fluorytów Macie z Chłopem :) bojowe zadanie :)
    Przetrzeć jeszcze raz Złotoryjski szlak :)
    Zostały do odwiedzenia podziemne chodniki kopalni złota "Aurelia".
    I proszę napisać nam :) o tych licznych tajemnicach i legendach.
    Chciałabym przeczytać o tajemniczej śmierci i przekleństwie Mnicha, który do dzisiejszego dnia pokutuje w korytarzach kopalnianych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, słyszałam coś o mnichu, czy krasnalu strzegącym wejścia do skarbca. Aurelia jest dostępna dla zwiedzających, ale jeszcze tam nie byłam.

      Podobno w okolicach Gryfowa (Ubocza) odkryto pokłady złotonośne. Zajmował się tym geolog z Wrocławia, ale uznali go za wariata. Masz bojowe zadanie- odnaleźć geologa i dowiedzieć się absolutnie wszystkiego na temat. Będziemy wtedy bogaci :-)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń