Okazja, aby wybrać się na Ostrzycę pojawiła się ponownie po kilkunastu latach, przy okazji wizyty znajomych.
-Wyskoczymy sobie po śniadaniu na krótką wycieczkę na
wulkan- powiedziałam i zabrzmiało to jakby trochę egzotycznie.
Tak się jakoś składało, że ostatnio wielokrotnie bywałam w
okolicach Ostrzycy, czy to z okazji wizyt w Złotoryi, czy maszerując szlakiem
Via Regia i Dzwonkową Drogą. Nie było wtedy sposobności, by „zaliczyć” ten szczyt.
Szczerze mówiąc, nie chcę nawet wnikać z jakich to względów, nic nie pamiętam
ze swojej wizyty na Ostrzycy podczas studenckich praktyk, które odbywałam w
połowie lat 90-tych.
Ostrzyca to stożek (501 m n.p.m.)- pozostałość po kominie
wulkanu, który góruje nad Pogórzem Kaczawskim. Zbudowany jest z bazaltu, czyli
pierwotnie z lawy wulkanicznej, która niegdyś wypływała z wnętrza ziemi.
Niesamowite wrażenie robią bazaltowe gołoborza, które powstały w wyniku
zamarzania i pękania zastygłej od wieków skały podczas ostatniego zlodowacenia.
Na polanę pod Ostrzycą podjechaliśmy
samochodem. Zawsze w takich miejscach zdumiewa mnie to, że nie przetrwała żadna
infrastruktura związana z turystyką. Próżno dziś szukać śladów po gospodzie, która stała przy drodze na szczyt. Nikomu nawet nie przejdzie przez głowę myśl, aby znane "za Niemca" miejsce
ponownie przywrócić do życia i rozreklamować, jako atrakcję turystyczną. Niby
powinnam do tego przywyknąć, ale jakoś nie potrafię.
Tu (wewnątrz zaznaczenia) stała niegdyś gospoda
Kiedy z daleka patrzy się na Ostrzycę, odnosi się wrażenie,
że właśnie do tego szczytu pasuje określenie Axis Mundi- oś świata, góra,
której stożek dotyka nieba, miejsce przenikania się sacrum i profanum. Jednym
zdaniem- jest to idealna przestrzeń, aby traktować ją jak miejsce święte. W
takich przestrzeniach- na górujących nad równiną szczytach, odlegli w czasie
mieszkańcy tych terenów zbierali się, by odprawiać święte obrzędy. To, że nie
możemy potwierdzić sakralnej funkcji Ostrzycy nie oznacza, że tak nie było.
Jest to albo kwestia badań, albo nie zachowania się konstrukcji. Z resztą nie
zawsze konstrukcje były potrzebne, aby miejsca pełniły funkcje sakralne.
Oczywiście, bez mocnych materialnych dowodów sprawa ta pozostanie jedynie
w sferze prawdopodobieństwa, lub będzie kwestią wiary.
Tuż przed schodami znajduje się tablica, której treść merytoryczna pozostawia wiele do życzenia.
Moim zdaniem, wydając publiczne pieniądze na tego typu inicjatywy powinno się dokonać kilkukrotnej weryfikacji tekstu.
Chodzi o legendę. Otóż w tym rejonie (okolice Twardocic, Proboszczowa) osiedli ludzie związani z sektą schwenckfeldystów (nie schenckfeldystów, jak widnieje na tablicy). Był to odłam protestantyzmu, który był solą w oku zarówno dla katolików, jak i luteran. Wieść gminna niesie, że diabeł, który transportował w worku owych odszczepieńców, zahaczył o szczyt góry i heretycy rozsypali się po okolicy.
Dziś zniknęli "heretycy" tej czy innej opcji, a wraz z nimi cała turystyczna infrastruktura. Jak to dobrze, że zostały chociaż schody...
Dużo schodów...
Na tyle dużo, że ciśnienie spowodowane "schenckweldystami" po drodze się rozładowało. Pozwoliło mi to podziwiać ciekawe formy i krajobrazy wyzierające spoza drzew..
Podejście jest ostre, ale widok, jaki rozpościera się na okolicę, wart jest tych kilku kropli potu:
Jestem na szczycie
Widok na Wilczą Górę (Wilkołak):
Aby wejść na Ostrzycę należy dotrzeć do wioski Bełczyna. A potem pojechać, jak zaznaczyłam na mapce.
Może wersja przedwojenna będzie dla kogoś lepiej czytelna: